16.12.2013
Tak więc w poniedziałek z torbą większą niż Julita wyruszyłyśmy do Katowic , oczywiście schemat jest zawsze ten sam nie ważne o której przyjedziesz na sali i tak będziesz koło 14 . Tak więc o oczywistej godzinie mogłyśmy zacząć się wypakowywać na sali naszymi sąsiadkami prócz dwóch nastolatek była rówieśniczka Wika i jej bardzo dzielna mama Monika ( i słowo dzielna jest bardzo odpowiednie bo jak się okazało nasze córki w prawie podobnym czasie miały podejrzenie tej samej choroby - choroby śmiertelnej ) . Tak więc pierwszy dzień upłynął całkiem nudno . Córa zrobiła wstępne rozpoznanie terenu i jak zwykle najlepiej czuła się w towarzystwie chłopaków . No a my czyli mamy naszych dzieciaków stanęłyśmy w kręgu prawie niczym czarownice . . .
W każdym razie my rodzice niepełnosprawnych dzieci wspieramy się nawzajem bo kto nas tak dobrze zrozumie jak my siebie sami ? Dlatego łączymy się gdziekolwiek jesteśmy i dzięki temu łatwiej znosimy te pochmurne dni spędzane w Szpitalu .
A czym nas więcej tym weselej , a zabawnych sytuacji nie zabrakło , tym razem nie tylko Julitka była głównym wodzirejem ale pomagał jej w tym Tomuś który został zapamiętany dzięki swojemu nazewnictwu m.in salowe zostały nazwane śmieciarami co całkiem pasowałoby do przewodnika po szpitalu gdzie każdy specjalista miał swoją magiczną nazwę .
Wystrój korytarzy był bardzo odpowiedni do przedświątecznej pory ale nie do oddziału choinki na stołkach na neurologii z byka spadli? Myślałam że tylko moje dziecko leci do światełek niczym ćma do światła ale chyba nie tylko bo choinki bardzo często zaliczały upadki po kilku dniach poprostu znikneły .
17.12.2013
Drugiego dnia Julitka bardzo wzorcowo dała sobie pobrać krew , no ale przecież do wszystkiego idzie się przyzwyczaić . Wyniki okazały się bardzo pomocne w całokształcie diagnostyki dawka lecznicza Depakiny okazała się za mała . Popołudniu zaś mała miała konsultacje kardiologiczną i klasycznie badanie EKG czyli tzw krokodylki .
Środa zaś była najcięższym dniem po nieprzespanej i przemęczonej nocy miałyśmy mieć badanie EEG główki , już koło 3.00 w nocy miałam ochotę krzyczeć KAWY !!! i nie miałam już pomysłu jak zając nadpobudliwe dziecko , żeby nie nudziło się przez 3/4 nocy i nie zakłócało za bardzo ciszy nocnej . Prawie przed samym badaniem Julitka zasneła i chyba za wcześnie się ucieszyłam bo mała usypia TYLKO w ciemności i każdy snop światła powoduję całkowitą bezsenność a na korytarzu było
ciemno ale w gabinecie EEG było jasno jak w piekle , o godzinie 8.00 słońce dopiero pojawiało się na niebie i brutalnie świeciło w okno - bardzo duże i gołe bo nie dość , że nie było rolet to nie było to nawet nie było firanek , mała nie tylko otworzyła oczy ale wręcz otrzepała się z wrażenie ta jasność obudziła by zmarłego a co dopiero dziecko , do badania podchodziłyśmy 3 razy za 2 razem zasłoniłam oczka córy bluzą ale również nie wyszło a za 3
zapinałyśmy czepek na korytarzu ale również się nie udało a Julitka zdąrzyła się na tyle wyspać że postanowiła sobie pobrykać a ja zaczełam odliczać godziny do wieczora . Z jednej strony byłam zmęczona a z drugiej strony zła dlaczego w tak dużym Szpitalu na neurologii ( gdzie większość dzieci zmaga się z różnymi zaburzeniami i nie tylko moja Julita ma problemu z zasypianiem kiedy jest jasno ) nie ma warunków do wykonania badania WAŻNEGO BADANIA z reguły w śnie spontanicznym ? . Do wieczora chodziła więc usypiająco - zdenerwowana i bardzo się ucieszyłam gdy już o 18.00 Julitka sięgneła po książki byłam dobrej myśli , przytuliłam do siebie mięciutkie ciałko malutkiej i zaczełam czytać wprawdzie trochę improwizowała bo
oczy same mi się zamykały nawet nie wiem kiedy odpłynełam w ten lepszy świat poprostu poczułam mocne szarpanie za ramię jak się okazało był to czas na leki i była godzina 20.00 . O dziwo pielęgniarka przeprosiła mnie , że budzi ale nie wiedziała czy Julitka weźmie od niej leki . Tak więc po zaaplikowaniu pół śpiącej malutkiej syropków znów zapadłam w sen i zebrałam siły na kolejny dzień . Konsultacje psychiatryczną i okulistyczną .
Niestety w czwartek w nocy Julitka zaczeła wymiotować =( takim sposobem rezonans przesunął się na 2.01 nowego roku . W piątek wróciłyśmy do domu , bynajmniej na kilka dni .
P.S Chciałam bardzo bardzo podziękować Agnieszce , Robertowi i Martynce Z , dziękuje Wam za wszystko jesteście kochani
Oraz pozdrowienia z buziaczkami dla mam przebywającym w tym samym czasie na oddziale dla Moniki , Izy , Renaty , Eweliny oraz innych mam których imion nie spamiętałam . Mam nadzieję , że przed naszymi dziećmi będą już tylko same zdrowe i szczęśliwe dni .
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz